Z pewnym opó¼nieniem wita wszystkich lataj±ca korespondentka z Dusznik
Dojecha³am na miejsce kilka godzin przed koncertem inauguracyjnym, a Duszniki tradycyjnie ju¿ powita³y mnie deszczem, choæ tym razem bez akompaniamentu piorunów
Miasteczko dumnie reklamuje swoj± muzyczna atrakcjê - na co drugiej latarni wisz± banery z tegorocznym god³em Festiwalu – wszêdzie wokó³ ptaki zrywaj± siê do lotu z wnêtrza fortepianu o skrzydle niczym czerwone serce. Wsiadam w taksówkê, i z miejsca s³yszê pytanie: Pani na festiwal?
Na pó³ce przy kierownicy le¿y program ze znajomym obrazkiem. Kierowca mówi mi: za dwa dni bêdê jecha³ do Pragi, ¿eby przywie¼æ tego artystê: i pokazuje mi p³achtê papieru z nazwiskiem WADIM CHOLODENKO
No tak, z Pragi jest zdecydowanie bli¿ej ni¿ np. z Warszawy
Meldujê siê w starym poczciwym pensjonacie Grunwald, gdzie dok³adnie piêæ lat temu zobaczy³am po raz pierwszy siedz±c± na fotelu przed domem Beatê
Tym razem mam inny, mniejszy pokój, ale te¿ z oknem wychodz±cym na ulicê prowadz±c± do alei, z której s³ychaæ s³ynny sygna³ nawo³uj±cy s³uchaczy do zajmowania miejsc.
Nie zostaje wiele czasu, trzeba odebraæ bilety, kupiæ program i pierwszy – przedkoncertowy – biuletyn.
Z niego mo¿na dowiedzieæ siê przy okazji, ¿e Dwójka bêdzie transmitowaæ bezpo¶rednio 4 koncerty – Indjica, Kholodenki, Richarda-Hamelina (na ca³± Europê, w ramach Europejskiej Unii Nadawców) i – ku rado¶ci Beaty – Denisa Ko¿uchina
Poza tym niemal wszystkie koncerty maj± byæ transmitowane na ¿ywo za po¶rednictwem Internetu (uwaga - jak obiecuj± organizatorzy, w pó¼niejszym terminie maj± do³±czyæ do nich tak¿e wystêpy S-J i Zachariasa!)
Potem jak zwykle wstêpne przemówienia, oddanie tego, co nale¿ne sponsorom, ¿yczenia i chóralne sto lat od¶piewane na cze¶æ 70. urodzin pana Palecznego. I wreszcie – Seong-Jin
W programie Mozart, Schubert i Chopin. Trzech trzydziestolatków
Zasadniczo a¿ siê prosz±, by zagra³ ich dwudziestolatek
Tyle ¿e ka¿dy z nich duchowo przerasta³ dojrza³o¶ci± wiêkszo¶æ wspó³czesnych odchodz±cych w pó¼nym wieku...
Mozarta Rondo KV a-moll 511. Dzie³o wielop³aszczyznowe, bogate, mieni±ce siê wieloma barwami.. W Rondzie, jak pisze Stefan Jarociñski, "brzmi nam chwilami jakby z oddali ¶piew Schuberta, niekiedy Schumanna, nawet Chopina. Sprawiaj± to, byæ mo¿e, ukryte chromatyzmy, z których zawsze wydobywa siê jaki¶ czad melancholii, lub te¿ sam temat Ronda, giêtki jak trzcina na wietrze, niechybnie za¶ ogólny klimat utworu, w którym dominuje tak droga romantykom nuta poufnego zwierzenia" W moim odczuciu zbli¿one klimatem do Adagia z KV 488. I jak to u Mozarta, zaduma, smutek, melancholia miesza siê z tu ze szlachetn± ³agodno¶ci±. I Mozart pod palcami S-J ma ró¿ne odcienie. Na pocz±tku brzmi miêkko, aksamitnie, potem zmienia siê, nabiera napiêcia, dramatyzmu, i znów ³agodnieje, zmienia ton i nastrój. To zwierzenie, choæ wydaje siê nieco pow¶ci±gliwie w formie, to jako¶ otwiera duszê. Przygotowuje na to, co nast±pi pó¼niej.
A pó¼niej nastêpuje Sonata c-moll Schuberta, D 958, jedna z ostatnich. Wilhelm Kempff, nazwa³ ostatnie jego sonaty "monologami, wyznaniami duszy bardzo zranionej" Mo¿emy oczywi¶cie przeczytaæ na Schubertiadzie obszerny felieton na jej temat autorstwa naszego Mozarta
Wyczerpuj±cy i bardzo piêkny
Jednak, jak w³a¶nie podkre¶la Pat, geniusz Schuberta pozwoli³ na "wyartyku³owanie d¼wiêkami tego, co pozostaje w sferze odczuæ, nigdy za¶ – s³ów". Zatem ostateczne zrozumienie przychodzi poprzez s³uchanie. Nie mam jej tak os³uchanej, aby pod±¿anie za ni± by³a to przechadzka po znajomym krajobrazie, to raczej nadal wêdrówka podobna jak niegdy¶ przez sonatê h-moll Liszta – w nieznane, pod przewodnictwem pianisty, który palcami wyczarowuje drogê. I tu S-J okaza³ siê nie gorszym przewodnikiem, ni¿ Beatrix dla Dantego
Wêdrujemy d³ugo, a¿ pod w³a¶ciw± rêk± dramatyczne kontrasty, niezwyk³e natê¿enie emocji, poruszaj±ce strumienie akordów, powtarzane uporczywie frazy, dzia³aj± hipnotycznie, uwalniaj±co, przenosz±c s³uchacza w wysokie duchowe przestrzenie. O ile zdumiewaj±cy geniusz pozwoli³, ¿e w wieku lat 31 "Schubert z erudycj± mêdrca dotyka d¼wiêkami najwa¿niejszych egzystencjalnych tre¶ci", to S-J, w wieku lat 22, ze zdumiewaj±c± dojrza³o¶ci± przekazuje mi tê refleksjê, któr± równie dobrze móg³by snuæ starzec; te niewys³owione transcendentalne tre¶ci, które ka¿± nam siêgn±æ w g³±b w³asnej duszy i poddaæ siê "refleksji nad sensem istnienia i nad tym, co Nieuniknione".
Szczê¶liwie nadchodzi przerwa – nale¿y z tej podró¿y do kresu i do wnêtrza siebie powróciæ do ¶wiata przed wys³uchaniem czegokolwiek nastêpnego. W przerwie udaje mi siê jeszcze przekazaæ nieustaj±ce pozdrowienia od Kuriera panu Rozlachowi i wymieniæ z nim zachwyty nad naszym laureatem. A teraz czeka nas ostateczne uderzenie – CHO-pin.
…Przecie¿ s³ucha³am tych Preludiów niejeden raz, pocz±wszy od tych chwil, kiedy wspólnie zapiera³y nam dech w piersi podczas Konkursu. I na p³ycie. I wys³uchali¶my wszystkiego, co na ten temat mieli do powiedzenia nasi znajomi eksperci
I przecie¿ by³o wiadomo, czego siê mo¿na spodziewaæ.
Doszed³ specyficzny klimat Dworku, i iskrz±ce emocje nagromadzonych ludzi, i ten nieuchwytny, niematerialny magiczny wp³yw id±cy od artysty, którego s³uchamy na ¿ywo. By³y te same i jednocze¶nie inne. Zreszt± wiadomo, ¿e on gra za ka¿dym razem trochê inaczej – zawsze odkrywaj±c w tych samych utworach jeszcze co¶ innego, wci±¿ patrz±c na nie jeszcze z nieco innej strony. By³y osobne, a jednocze¶nie stanowi³y ca³o¶æ, nierozerwaln±, nie daj±c± siê nie s³uchaæ opowie¶æ. Nigdy chyba e-moll nie dotkn±³ mnie a¿ tak g³êboko. Nigdy dot±d nie us³ysza³am nagle tak wyra¼nie, ¿e w "deszczowym" nie chodzi wcale o deszcz… G-moll uderzy³o we mnie jak piorun… "Zegar" by³ przera¼liwie nieub³agany pomimo swej pozornej nienachalno¶ci… Z ka¿d± chwil± otwiera³y siê przede mn± opowie¶ci ca³kiem nowe zamiast dobrze znanych, i nie pozwala³y oderwaæ od siebie ani skrawka uwagi. Straci³am poczucie w³asnego cia³a, by³am obecno¶ci± odbieraj±c± opowie¶æ. Przelotnie odczuwa³am, ¿e to cia³o p³acze.
Standardowo u¿ywa siê okre¶lenia "wbicie w fotel". W przypadkach tak ekstremalnych nale¿a³oby chyba powiedzieæ, ¿e preludia S-J wyrzuci³y mnie z fotela, wy¿ê³y, wytrzepa³y i rozprasowa³y na pod³odze
By³am p³askim dywanikiem ¶ciel±cym siê pod nogami Chopina
Kiedy to siê skoñczy³o, sala po ockniêciu siê z transu porwa³a siê na równe nogi z okrzykami entuzjazmu
A S-J mimo zmêczenia podarowa³ nam jeszcze dwa bisy. I tak, oczywi¶cie, musia³ na zakoñczenie byæ i TEN polonez, zagrany tak, jak on potrafi, z werw± i ogniem nie wskazuj±cym na to, ¿e jest to bis po dwugodzinnym koncercie.
A potem sta³ w drzwiach, uroczy, cichy dwudziestolatek, z niezm±conym spokojem i nie¶mia³ym pó³u¶miechem daj±cy autografy, bez ¶ladu ca³ego tego Sturm und Drang, które nam zafundowa³
Ja natomiast nie by³am w stanie tak po prostu pój¶æ sobie do pokoju i jakby nigdy nic po³o¿yæ siê spaæ
Posiedzia³am w pubie pod Kasztanem przy migotliwym ¶wietle ¶wiec, potem b³±ka³am siê czas jaki¶ po parku, szukaj±c ukojenia we w³óczêdze po Dusznikach by night
Nastêpnego dnia przeczyta³am w drugim numerze biuletynu refleksjê pana Majchrowskiego z recitalu S-J. Oczywi¶cie podchodzi on do zagadnienia z pozycji zawodowca, kieruj±cego siê bardziej fachow± analiz± pianistyczn±, ni¿ porywami uczuæ. Zatem odnajduje w jego grze i momenty, które mu siê podobaj±, jak i takie, które mog³yby byæ jeszcze lepsze. Jednak w sumie nie szczêdzi mu pochwa³. I tak samo odczu³, ¿e Preludia znów s± nieco inne, i ¿e s± tak samo, o ile nie bardziej wspania³e. A oprócz tego napisa³: "Wiedzia³em, ¿e tak samo ich nie odbiorê, jak wtedy podczas III etapu (p³aka³em jak bóbr)".
W tym momencie poczu³am niezwyk³y przyp³yw ciep³ej sympatii do pana M.
Dok³adnie to samo napisa³am w odpowiedzi na SMS-a przyjació³ki podczas tych chwil b³±dzenia po parku po recitalu, z pytaniem, jak by³o na koncercie: "Cudownie, nieziemsko, p³aka³am jak bóbr'. Te w³a¶nie s³owa to wszystko, co mog³am przytomnie napisaæ o swoich uczuciach
Zatem poczu³am, ¿e ³±czy nas braterstwo serc potrafi±cych p³akaæ z nadmiaru piêkna.
Braterstwo ³ez jest szlachetniejsze i daje lepsze skutki, ni¿ braterstwo broni